Planowanie chyba jeszcze żadnej podroży nie obfitowało w tak wiele zmian. Część decyzji zapadła dwa dni przed wyjazdem, natomiast trasa powrotu jeszcze nie została w pełni ustalona. Podróż „ku przygodzie” ma tym samym dodatkowy wymiar.
Pierwszym celem jest kraj, na wieść o którym większość znajomych wymownie pukała się w czoło. Jak na razie wszystko wskazuje na to, że zupełnie niepotrzebnie.
Teheran powitał nas niesamowitą gościnnością mieszkańców. Trudno przejść kilka minut nie będąc pozdrowionym przez niezwykle serdecznych ludzi. Każde zawahanie na ulicy, w metrze, restauracji, czy w dowolnym innym miejscu spotyka się z natychmiastową pomocą przechodniów. Trudno jest sobie wyobrazić, żeby gościowi, bo tak postrzegani są podróżnicy i turyści, stała się tutaj jakąś krzywda.
Jednak Iran to nie tylko ludzie, o których dobrych sercach można pisać w nieskończoność, lecz także wieki burzliwej i ciekawej historii, która do dzisiaj pozostawiła mnóstwo śladów cieszących nasze oczy.
Dwudniowy pobyt w Teheranie zaczynamy od odwiedzenia wielkiego bazaru. Jest na nim niemal wszystko, a dziesięć kilometrów alejek, korytarzy i przejść sprawia, że gubią się tutaj nawet miejscowi.
W spory zachwyt wprawia nas pałac Golestan, a zwłaszcza jego główny hall w większości pokryty lustrami. Muzeum obrony Iranu, które odwiedzamy tylko z zewnątrz daje nam dużo do myślenia, zwłaszcza w zakresie stosunków z Izraelem. Myśli uspokajają się natomiast w sąsiednim parku prowadzącym na most Tabiat. Na kilkupoziomowej nowoczesnej konstrukcji można odpocząć i odpędzić głód chłonąc widoki na miasto i jego północną okolicę.
Drugi dzień to czas na odwiedzenie Placu Azadi, Placu Khomeiniego, muzeum klejnotów oraz meczetu Imama Khomeiniego. Jest też czas na spotkanie i kolację z nowymi znajomymi.
W kolejny dzień droga prowadzi nas do Kashan. Stąd wyjeżdżamy obejrzeć podziemne miasto Nooshabad, które według Irańczykow jest największym na świecie. Zajmując cztery kilometry kwadratowe powierzchni i trzy poziomy z najgłębszym sięgającym czterdziestu metrów może być to prawdą. Obok rozciągają się ruiny zamku. Taka konstrukcja na pustyni wygląda niezwykle ciekawie. W drodze do Holly shrine (pobliskiego, przepięknego meczetu) natrafiamy na obchody Moharram, których świadkami będziemy jeszcze tego samego wieczora na ulicach Kashan.
Zwiedzanie historycznych domów oraz łaźni zostawiamy sobie na następny dzień. Po ich obejrzeniu jedziemy do wioski Abyaneh, która w pełni zasługuje na miano reliktu antycznej Persji. Po drodze odwiedzamy jeszcze zaratustriańską świątynię ognia, która wznosi się pośrodku pustyni od 2500 lat. Następnym przystankiem jest meczet w Natanz, skąd udajemy się do Esfahan. Tutaj zostaniemy dwie noce przed dalszą drogą na południe.
1 comment
Nie za dobrze Ci tam? 😉