W środę wieczorem nasza łódź ląduje na Gili Meno – jednej z trzech niewielkich wysp leżących tuż obok Lomboku. Jest to druga najmniejsza wyspa tego cichego i spokojnego archipelagu. Jej wymiary to zaledwie 2 km długości i 1 km szerokości. W porcie spotyka nas pierwsza miła niespodzianka. Nie ma tu nachalnych taksówkarzy, tragarzy, ani wszechobecnego dotychczas zgiełku. Panuje za to niesamowity spokój. W dużej mierze jest to zasługa całkowitego zakazu używania wszelkich pojazdów z silnikiem spalinowym. Bosko. Tego nam właśnie trzeba.
Siadamy w jednej z portowych restauracyjek, zamawiamy zimne piwko, łączymy się z wi-fi i zaczynamy szukać noclegu. Już samo hasło do sieci napawa nas optymizmem – „drinkbeer”. Niestety Booking szybko studzi nasz początkowy zachwyt, większość miejsc noclegowych na wyspie jest zajęta. Gdy zimny trunek przestaje już płynąć z butelki do spragnionego gardła, Marcin rusza na poszukiwanie miejsca do spania. Na szczęście wzdłuż brzegu są same knajpki i kameralne hotele, a właściwie bungalowy o przeróżnym standardzie. Niestety nie wiele miejsc jest nam w stanie zaoferować nocleg w interesującym nas terminie. Na dworze od dawna jest już ciemno.
Marcin pojawia się z powrotem po ponad godzinie. Kilkaset metrów od przystani znalazł przytulny, drewniany domek przy samej plaży. Do tego udało się mu wytargować bardzo przyzwoitą cenę. Płacimy więc rachunek, znowu zakładamy plecaki i ruszamy brzegiem morza na zasłużony odpoczynek.
Domek okazuje się bardzo przyjemny. Z wielkiego łóżka, nad którym zwisa delikatna moskitiera rozciąga się widok na lekko spienione morze. Duże przeszklone drzwi wychodzą na kameralny taras. Łazienka jest olbrzymia. Nad łóżkiem sprawny klimatyzator. Na plaży przytulna restauracyjka z barem. Czego chcieć więcej..? To wymarzone miejsce na najbliższe sześć dni.
Pod prysznicem zmywamy z siebie trzydniowe pozostałości wulkanicznej wędrówki i przy szumie fal szybko zasypiamy. Jutro będzie pierwszy spokojny dzień, nigdzie nie musimy się śpieszyć. W planach na najbliższe dni mamy tylko restauracje, spacery, masaże, snurkowanie i… oczywiście nurkowanie. Marcin nie byłby sobą, gdyby nie odwiedził już lokalnego centrum nurkowego. Zrobił to jeszcze zanim zaczął szukać noclegu. Zaczyna się więc…
Kolejne dni przebiegają zgodnie z wcześniejszym planem. W końcu relaks. Dla Natalii ten błogi spokój przerywany jest tylko nurkowaniami. Pierwsze zanurzenie Marcin robi już w piątek, Natalia dzień później, w swoje urodziny. Tego dnia po raz pierwszy udaje Jej się zanurkować trzy razy w ciągu jednego dnia, po raz pierwszy w prądach i po raz pierwszy w nocy. Dodatkowe stresy powoduje miejsce pierwszego sobotniego nurkowania – rafa o wdzięcznej nazwie „Shark Point”. Marcin natomiast zaznajamia się z nocnym nurkowaniem w świetle UV i od razu zostaje jego fanem. Nurkowania są zniewalające. Pod wodą niezliczone ilości gatunków, których pewnie nigdy do końca nie zidentyfikujemy. Prawdziwym uwieńczeniem soboty są zielone żółwie morskie, których Natalia naliczyła ponad dwadzieścia podczas jednego nocnego nurkowania.
Czas mija błogo, ale niestety mija. Nadszedł wtorek, a wraz z nim dzień rozstania z naszym małym kawałkiem raju. Wstajemy wcześniej, żeby nacieszyć się jeszcze wschodem słońca. O siódmej czeka już na nas śniadanie, a pół godziny później przypływa wynajęta wczoraj łódź. Dopływamy nią do największej spośród trzech tutejszych wysp – Gili Trawangan. Stąd ruszamy w dwugodzinny rejs do Bali. Z portu w niecałą godzinę docieramy do lotniska, skąd lecimy na wyspę Flores. Tam w środę rozpoczniemy pięciodniowe safari nurkowe po Parku Narodowym Komodo. To dla Marcina główna atrakcja tego wyjazdu – pięć dni na łodzi i codziennie po kilka nurkowań.
Szybko okazuje sie, że to jeszcze nie koniec atrakcji na dzisiaj. Z okien niewielkiego śmigłowego ATR-a Natalia dostrzega wybuch wulkanu. Wszystko wskazuje na to, że erupcja ma miejsce z krateru Rinjani, w którym nocowaliśmy zaledwie tydzień temu. Na szczęście kamera jest pod ręką.
P.S. 1. Natalia wszystkim ślicznie dziękuje za życzenia urodzinowe.
P.S. 2. Właśnie czytamy w lokalnych wiadomościach, że Bali zamyka lotnisko międzynarodowe w związku z wybuchem wulkanu Rinjani. Czyli byliśmy naocznymi świadkami tego wydarzenia. Film udostepnimy dopiero, jak znajdziemy przyzwoity Internet.
P.S. 3. Wgraliśmy kilka zdjęć do poprzednich wpisów. Zachęcamy do obejrzenia.