W poniedziałek rano okrętujemy się na klasycznej indonezyjskiej drewnianej łodzi. Za portowym Labuan Bajo nie będziemy tęsknili. Jest to prawdopodobnie najbrzydsze miasto w całej Indonezji. Nie możemy doczekać się oddania cum. Na pokładzie, oprócz nas, niemieckiego przewodnika i czteroosobowej załogi, jest jeszcze sympatyczna para Szwajcarów, bardzo fajny Australijczyk oraz mrukowata i praktycznie nie mówiąca po angielsku para Koreańczyków. Szwajcarzy zostaną z nami do końca rejsu, pozostali wraz z przewodnikiem odłączą się od nas trzeciego dnia i na pokładzie innej łodzi wrócą na ląd.
Jeszcze tylko dokończenie tankowania słodkiej wody i ruszamy. Kierujemy się ku wyspie Rinca, dalej na południe wyspy Komodo i wzdłuż jej brzegów na północ. W planie mamy piętnaście nurkowań, godzinny trekking o zachodzie słońca na szczyt jednej z mijanych wysp, wizytę na Rinca – domu największych żyjących obecnie jaszczurek świata oraz wiele godzin pływania po krystalicznie czystych wodach Parku Narodowego Komodo.
Pierwsze nurkowanie mamy jeszcze przed południem. Dwie godziny później kolejne, tym razem w silnym prądzie. To zupełnie nowe doznanie dla nas obojga. Nie dość, że przy tej różnorodności otaczającego nas świata trudno jest skupić wzrok na jednym obiekcie, to jeszcze dryfujemy niesieni przez podwodną rzekę. O pełnej kontroli nad własnym położeniem można tylko pomarzyć. Chwilami przypominają nam się górskie kolejki w parkach rozrywek. Jest fantastycznie. Ryby, zarówno te mniejsze, jak i całkiem spore, są wszędzie, dosłownie wszędzie. Podczas drugiego nurkowania spotykamy pierwszego rekina. Przepływa kilka metrów obok nas wywołując dziwne uczucie, zwłaszcza u Natalii. Dreszczyku emocji dodaje fakt, że jest to owiany nie najlepszą reputacją żarłacz rafowy czarnopłetwy – gatunek odpowiedzialny za kilkadziesiąt ataków na ludzi. Zwykle są one nieśmiałe i płochliwe, lecz w obecności pokarmu mogą stać się agresywne, co w połączeniu z ich wielkością oraz szybkością może stanowić realne zagrożenie dla ludzi. Nasz niczym nie niepokojony odpływa w swoją stronę.
Kolejny dzień przynosi jeszcze więcej atrakcji. Dwa poranne nurkowania odbywamy w towarzystwie olbrzymich mant, które majestatycznie tańczą wokół nas. To jest niezapomniane przeżycie. Szkoda, że Natalia została tego dnia na łodzi. Podczas następnych nurkowań pojawiają się kolejne rekiny, a oprócz nich olbrzymie napoleony, ognice, barakudy, mureny, ogończe i całe mnóstwo innych ryb, które zachwycają swoimi kształtami i barwami. Żółwie morskie stały się już codziennością, podobnie jak bajkowe ogrody koralowe. Tak mijają nam słoneczne dni. Woda ma temperaturę od 27 do 30 stopni, natomiast powietrze 29 lub 30 stopni. Wyjątkiem jest tylko trekking przez królestwo smoków z Komodo. Tego dnia na wyspie jest około 40 stopni. Wizytę ograniczamy więc do minimum i z dżungli pędzimy prosto do łodzi. Smoki robią wrażenie, zwłaszcza że ataki na turystów podobno nie są tutaj rzadkością. Nasz przewodnik uzbrojony jest tylko w drewnianą dzidę. Jaszczury tego dnia są na szczęście mocno leniwe, im upał też daje się we znaki.
Trzeciego dnia popołudniu zostajemy we czwórkę pod opieką młodziutkiego lokalnego przewodnika. Nurkowania wydają się być jeszcze przyjemniejsze. Dodatkowo udaje się go namówić na jedno dodatkowe, szesnaste nurkowanie. Jesteśmy usatysfakcjonowani. Marcin spełniony zasypia na pokładzie. W towarzystwie delfinów płyniemy na północ. Po drodze udaje się zobaczyć jeszcze kilka mant z pokładu. Woda jest turkusowoniebieska i czysta jak kryształ. Aż nie chce się wracać.
Będzie nam brakowało ciągłego wiatru, nocy spędzanych na pokładzie pod gołym niebem oraz wspaniałych wschodów i zachodów słońca.
W niedzielę nocujemy już w nowym hotelu w klimatyzowanym pokoju. Przed zaśnięciem odwiedzamy jeszcze lokalne spa, w którym spędzamy półtorej godziny na tradycyjnym jawajskim masażu. Podobno był to masaż, bo Marcin czuje się, jakby przejechał go walec. Natalia natomiast ledwie wstała następnego dnia z łóżka. Po masażu idziemy jeszcze na nocny targ rybny, gdzie jemy grillowane pyszności, które jeszcze kilka godzin wcześniej pływały na okolicznych rafach.
Poniedziałkowe przedpołudnie mija na szukaniu biletów i kolejnych noclegów. Pomysłów mamy kilka. W końcu decydujemy się na popołudniowy lot na północ Celebesu z przesiadką na Bali. Tuż po 16 jesteśmy już na pokładzie śmigłowego ATR-a, którego w Denpasar zmienimy na Boeinga. Na miejscu, czyli w Manado powinniśmy być po 22. Rano popłyniemy na niewielką wyspę Bunaken, gdzie każdy znajdzie coś dla siebie. Na Natalię czekają plaże z białym piaskiem, krystaliczną wodą i palmami, natomiast Marcin będzie cieszył się jednymi z najpiękniejszych miejsc nurkowych na naszej planecie. Cześć z nich z pewnością zobaczymy razem.
Podwodny świat Koralowego Trójkąta
877
poprzedni post
6 komentarzy
W końcu opowieści jak z podróży poślubnej…szczególnie te rekiny 🙂
Czy pozostałe nie kojarzyły się Siostrze z honeymoon’em..? 😉
Matkooooooo! Jak zazdroszczę 🙂 Piękne oposy, piękne miejsca. Szkoda tylko, że nie macie zdjęć robionych pod wodą, pozostaje jedynie nasza wyobraźnia 🙂
Gosiu, zdjęcia spod wody są, jest nawet pięciominutowy film. Całość niebawem trafi na tą stronę.
Czekam zatem niecierpliwie 🙂 I tęsknię za Wami <3 🙂
Odwiedźcie nas koniecznie.