Po leniwym dniu spędzonym w Bostonie udajemy się w stronę wodospadów Niagara. Mało kto wie, że wodospady są trzy. Dwa po stronie amerykańskiej i jeden po stronie kanadyjskiej. Zanim jednak dotrzemy na miejsce, nocujemy w miejscowości Syracuse znanej z piosenki Maryli Rodowicz „Ballady Wagonowej”.
Następnego dnia rano docieramy na miejsce. Ku naszemu zdziwieniu odkrywamy, że wodospady nie są położone na odludziu tylko w samym centrum miasta.
Aby zobaczyć wodospady w całej okazałości, musimy przedostać się do Kanady, ze strony amerykańskiej nie widać Horseshoe Falls– największej z kaskad.
Do Kanady udajemy się spacerem przez tzw. Most Tęczowy i mimo że chcemy spędzić tu tylko kilka godzin, obowiązuje nas pełna wiza wjazdowa i normalna kontrola graniczna.
Widok jest niesamowity i decydujemy się na rejs statkiem, który pozwoli nam się zbliżyć do tego niesamowitego żywiołu. Pomimo otrzymania od załogi płaszczy ochronnych i tak schodzimy z pokładu mokrzy.
Codziennie wieczorem ma miejsce niesamowita iluminacja świetlna, wiedząc o tym postanawiamy zjeść obiad, pozwiedzać i poczekać.
Wydawało nam się, że w Stanach nie znajdziemy już bardziej kiczowatego miejsca niż Las Vegas. Myliliśmy się. Miasteczko po stronie kanadyjskiej jest dużo bardziej straszne. Znaleźliśmy tu mnóstwo domów strachu, restauracji, kasyn i innych dziwnych rzeczy.
Po zmroku nadszedł czas na iluminację, a później powrót w kierunku Nowego Jorku i ponowny nocleg w Syracuse.