Las Vegas czy Miami? Nad tym pytaniem zastanawialiśmy się przed wyjazdem. Bilety lotnicze były w podobnej cenie, więc wybór był trudny. Ostatecznie bliskość Wielkiego Kanionu sprawiła, że kupiliśmy bilety do Vegas. Była to zdecydowanie dobra decyzja po pierwsze dlatego, że do Miami zbliża się huragan Irmina, a po drugie, że Vegas nas zachwyciło. Na miejsce dotarliśmy wieczorem i po wypożyczeniu samochodu oraz zameldowaniu w hotelu ruszyliśmy zwiedzać. Miasto, które podobno jest najbardziej kiczowatym miastem świata, nas zaintrygowało. To prawda, kicz jest wszechobecny, ale na każdym kroku można się poczuć jak w bajce. Jednego dnia byliśmy w Paryżu, Nowym Jorku, Rzymie, Egipcie, Monaco, Grecji czy Wenecji.
Punktem obowiązkowym był najsłynniejszy na świecie pokaz fontann przed hotelem Bellagio.
Las Vegas tak jak się spodziewaliśmy okazało się miastem, które nigdy nie śpi. O każdej porze dnia i nocy kasyna były pełne, a te się znajdowały w każdym hotelu. Wszechobecna muzyka i gwar pomagały zapomnieć o śnie i świetnie się bawić. Atmosfera zabawy udzieliła się też nam i do pokoju wróciliśmy dopiero o 4 nad ranem. W Vegas spędziliśmy dwa dni, ale to zdecydowanie za mało. Chciałoby się tu jeszcze zostać.