W tym roku Livigno przywitało nas wyjątkowo zimową aurą. Przyzwyczajeni do nieprzyzwoicie wysokich temperatur, opalania na stoku i drinków na balkonie musieliśmy się przestawić i zakładać ciepłe spodnie, czapki i rękawiczki. Jedno jest pewne, śniegu nie brakowało. Chłodniejsza niż zwykle pogoda, nie przeszkodziła nam jednak w białych szaleństwach i nie tylko… Po wyczerpujących zjazdach nie zabrakło tradycyjnych już tańców na stołach w butach narciarskich oraz gorącego bombardinio.
W międzyczasie miały miejsce Święta Wielkanocne. Była święconka i wspólne śniadanie. Było też dzielenie się jajkiem i mini lany poniedziałek.
Po siedmiu dniach nadszedł czas wyjazdu i pożegnania się z Livigno. Ostatnie spojrzenie na góry musi nam wystarczyć na cały rok. W kwietniu wrócimy tu znów, a tymczasem korzystając z wolnego weekendu. Jedziemy nad pięknie położone jezioro Como.